wtorek, 13 września 2016

,,Marcelino chleb i wino"


Heja!

     Dawno nie pisałam, bo były wakacje i byłam bardzo zajęta innymi sprawami ;-)
Dziś lekkie odstępstwo od Musierowicz.

 Książka jest autorstwa Jose Mario Sánchez Silva. Do włoskiej wsi przybywa kilku zakonników. Bracia zaczęli uprawiać ziemię, dbać o dom i żyć ubogo. Któregoś dnia dostali od gminy pozwolenie na mieszkanie w miasteczku. Oni jednak zrezygnowali z tej oferty, mówiąc, że to  nie zgadza się z zadaniem ich zakonu, by żyć ubogo. Tak wspólnota się rozrosła i braci było dużo więcej. Pewnego razu któryś z braci znalazł przed ich domem mały becik z dzieckiem w środku. Zaniósł go do domu. Bracia spali, więc ich nie budził i zajął się chłopcem. Gdy bracia się zbudzili, wyszli z łóżek i zobaczyli chłopczyka. Skupili się wokół leżącego niemowlaka i zastanawiali się, kto mógł tak zostawić małe dziecko i dlaczego tak postąpił. Postanowili ochrzcić niemowlę imieniem Marcelino. Chłopak rósł jak na drożdżach, a zakonnicy zastanawiali się, jak odnaleźć jego rodzinę bądź kogoś, kto miałby na tyle predyspozycji, by Marcelina wychować. Wszelkie ambitne próby odnalezienia kogoś okazały się daremne, gdyż okolica była biedna i ludzi nie byłoby stać na zajmowanie się chłopakiem. Gdy dziecko skończyło pięć lat, zaczęło się trochę dziwnie zachowywać i pytać, gdzie jest jego mama. Zakonnicy za każdym razem odpowiadali:
,,Dziecko, twoja mama jest w niebie"
Uważali, że Marcelino zaczyna się dziwnie zachowywać, bo brak mu kolegów.
Zakonnicy zakazali chłopcu chodzić w pewne miejsce... Dziecko nie usłuchało i poszło tam. Odkryło, że w tym miejscu leży krzyż z Jezusem Chrystusem, który potrafi mówić.   Marcelino usługiwał mu i spędzał dużo czasu z Nim, rozmawiając i usługując mu. Bracia zaniepokoili się długą nieobecnością chłopaka i postanowili go odszukać. Koniec książki jest dość smutny. Kto jest ciekawy, niech przeczyta sam.